Pomyślałem więc, że jeśli tak, to żadne już morowe powietrze, ani inna cholera Was nie wezmą, bo przecież to nie średniowiecze, jak często podkreślacie, a Wasze nowe czasy - nowoczesność, a właściwie epoka już po, jak mówicie - jeszcze wynioślejsza. W moich czasach, dla mnie całkiem modernych, acz nieporównanie bardziej marnych, o których, jak zdążyłem się dowiedzieć, większość z was źle myśli - jak o ciemnocie, dzięki łasce Boga, wielkiej zarazy nie było, choć wiele przeróżnych plag spadało na ludzi - zwyczajnie. Opowiadano mi wtedy, co zachowałem w pamięci, że w pewnej nieszczęsnej wsi brabanckiej, wszyscy jej mieszkańcy zapadli na straszliwą Choreomanię, która tak ich opętała, że bez pamięci zatracili się w szaleńczym pląsie, nie mogąc przestać. Przez wiele dni, bez przerwy tak tańczyli, aż do zupełnego omdlenia, a nawet zgonu. Ponoć grajkom doktorzy do końca grać kazali, mimo wycieńczenia, aby tańczących przed gorszym opętaniem uchronić.
Uwierzcie, że nie opowiadam tego, aby Was przerazić, lecz by dopomóc, abyście nie myśleli o najgorszym. Miejcie wiarę, dbajcie o siebie wzajemnie i pamiętajcie, że nawet najciemniejsze czasy, tak jak wszystko w końcu przeminą i kto nie zemrze, dzięki łasce Boga ozdrowieje i żyć będzie aż do śmierci.
Bądźcie zdrowi
PS
Patrzcie jak było. Czy nie trochę podobnie?
W 1471 r. Pewien sir John pisał z Winchester do swojego przyjaciela w Norwich, kiedy wybuchła tam zaraza:
"Proszę, abyś mi napisał, czy jacyś z przyjaciół naszych i dobrze nam życzących ludzi pomarli, jako że lękam się, iż pomór wielki w Norwich i innych miastach gminnych w Norfolk [zapanował]. Na miłość Boga, niech matka ma zatroszczy się, iżby moi bracia młodsi w żadnym miejscu nie przebywali, gdzie choroba panuje, albo, aby nie zabawiali się z inną młodzieżą, co żyje tam, gdzie zaraza nastała; a jeśli jacyś martwi albo zarażeni są w Norwich, tedy, na Boga, niechaj odeśle [dzieci] do jakichś przyjaciół swoich na wsi, a ty uczyń tak samo. Niech matka moja lepiej z domostwem całym na wieś wyjedzie."