Pierwsza Wyprawa Śladami Benedykta Polaka

I Wyprawa Śladami Benedykta Polaka

Efekty wyprawy

Podstawowym celem Pierwszej Wyprawy śladami Benedykta Polaka było dokładne odtworzenie i powtórne przebycie średniowiecznego szlaku wytyczonego przez polskiego podróżnika blisko 760 lat temu. Jako pierwsi mogliśmy też skonfrontować ze współczesnymi realiami XIII-wieczne relacje. Określenie trasy, a potem poszukiwanie "śladów", miejsc, zabytków, które były świadkami tamtej podróży zabrało sporo czasu.
Pod względem poznawczym Pierwsza Wyprawa śladami Benedykta Polaka przyniosła wiele odpowiedzi na niejasności związane z podróżą Benedykta Polaka, potwierdziła też wiele z założeń istniejących w dotychczasowych opracowaniach tematu. W kilku sprawach dotyczących trasy pojawiły się nowe koncepcje, których - jak myślę - mogę z powodzeniem bronić.

Jako pierwsi mogliśmy ustalić długość trasy jaką przebyli Benedykt Polak i Giovanni z Doliny Grabów – nie tą zliczaną na mapie, ale realnie pokonaną w terenie. Carpine - licząc z Lyonu w okolice Karakorum i z powrotem przejechał ok. 20 - tys. km. Benedykt Polak, który zaczął we Wrocławiu, a wracając też dojechał do Lyonu, pokonał dystans ok. 19 - tys. km. W kwietniu 2001 r. w National Geographic opublikowano artykuł o Benedykcie Polaku, w którym odległość z Lyonu do Syra ordy (czyli w jedną stronę) określono na 4860 km (zakładam, że pomyłkowo). W rzeczywistości dystans ten (średniowiecznym szlakiem) jest ponad dwa razy dłuższy. Konfrontacja warunków terenowych i klimatycznych, zwyczajów, a nawet sprzętów opisanych w średniowiecznych relacjach z tym, co zobaczyliśmy na tym samym szlaku prawie 760 lat później w niezwykły sposób pobudza wyobraźnię i wywołuje refleksję nad czasem i realnością zmian, jakie w nim zachodzą – tak zwanym postępem. Tak wiele z opowieści franciszkanów zachowało się do naszych czasów, że z powodzeniem mogę używać ich tutaj, jako opisów do zdjęć z naszej wyprawy.
Zapraszam do średniowiecznych relacji.

 

Do dziś poszukuję materialnych pozostałości - zabytków, miejsc pamiętających Benedykta i Giovanniego, choć trochę bardziej konkretnych niż często anonimowe (w średniowiecznych relacjach) stepy, pustynie, góry, czy rzeki.
We Wrocławiu skąd wyruszył Benedykt Polak wspólnie z o. prof. Franciszkiem Rosińskim określiliśmy miejsce (dzisiejszy plac Biskupa Nankiera) gdzie w XIII wieku znajdował się jeden z pierwszych na ziemiach polskich franciszkańskich domów zakonnych, w którym (przed wyprawą) prawdopodobnie mieszkał Benedykt Polak. Dziś na tym miejscu stoi grekokatolicka Katedra św. Wincentego i św. Jakuba. Następnym z niemal pewnych miejsc na szlaku Benedykta jest dzisiejszy Tum, gdzie odbyło się spotkanie posłów z polskimi możnymi zorganizowane przez księcia Konrada Mazowieckiego – jednego z głównych sponsorów tej wyprawy. W Tumie, w okolicach Łęczycy można dziś zobaczyć pozostałości grodziska łęczyckiego (wały ziemne) i rekonstrukcję romańskiej kolegiaty, jednej z najbardziej reprezentacyjnych budowli na ziemiach polskich na początku XIII w. Według mnie dalej posłowie poruszali się szlakiem handlowym przez Płock i zmierzając na Ruś zagościli jeszcze w Horodle, w którym w XIII wieku znajdował się gród i przeprawa (pozostałości po grodzie odnaleźć można na zachodnim, brzegu Bugu).  

 

We Włodzimierzu Wołyńskim (zachodnia Ukraina) do dziś zobaczyć można wały ziemne - jedyną pozostałość po zamku, w którym posłowie mogli spędzić kilka dni w gościnie u Ruskiego Księcia, a także sobór Zaśnięcia Matki Bożej gdzie pochowano tego właśnie księcia Wasyłkę Romanowicza, którego Benedykt z Giovannim poznali podczas spotkania w Tumie, i z którym podróżowali do Włodzimierza. Dalej w Kijowie odwiedziliśmy te zabytki, które chociaż częściowo przetrwały mongolski najazd na Ruś i mimo zniszczeń pozostawały w użytkowaniu w czasie, kiedy byli tam posłowie papieża. Jednym z nich jest zrekonstruowany Monastyr św. Michała Archanioła Dalej jadąc na południe dotarliśmy do opisanych w średniowiecznych relacjach miejscowości Białej Cerkwi (na południe od Kijowa) i Kachowki (w dolnym biegu Dniepru), w których nie przetrwały żadne zabytki pamiętające podróż posłów. Długo zastanawiałem się gdzie (na przełomie marca i kwietnia 1246 r.) znajdował się obóz Batu-chana, władcy Złotej Ordy, któremu posłowie musieli przedstawić cele legacji i list papieża. Możliwości są dwie - w delcie Wołgi (przy ujściu do morza Kaspijskiego) lub w Saraj Batu (pałac Batu) "stolicy" Złotej Ordy. Z relacji Carpiniego wynika, że nie widzieli miasta, a Batu chana zastali w letnim obozie, prawdopodobnie więc przebywał on wówczas w delcie rzeki, a nie w Saraj batu. Także w Kazachstanie odnaleźć można zabytki, które odpowiadają opisom podróży wzdłuż nieokreślonej rzeki, nad którą podróżnicy widzieli zrujnowane miasta: Dżamkent, Barchin, Orpar i inne. Resztki Dżamkentu odnaleziono w latach 60 XX wieku w ujściu Syrdarii do jeziora Aralskiego, ok. 25 km od Kazalińska. Drugie z tych miast, które w relacji Carpiniego nazywa się Orpar, może być odkrytym przez archeologów miastem Otrar. Pozostałości tego słynnego miasta na jedwabnym szlaku, można zwiedzać w pobliżu dzisiejszego miasta Karatau. Sześćdziesiąt km stąd znajduje się Turkiestan. Jest tam oryginalny zabytkowy kompleks pochodzący z XII wieku, jak i niewielka rekonstrukcja miasta. Benedykt z Giovannim mogli opisać między innymi także to właśnie miasto, którego położenie idealnie pasuje do ich relacji o zniszczonych przez Tatarów miastach i razem z innymi wskazówkami i badaniami archeologicznymi prowadzonymi przez rosyjskich i kazachskich naukowców na tzw. „Błotnych Miastach” nie pozostawiają wątpliwości, że szlak ich podróży prowadził wzdłuż rzeki Syrdarii. Podobną zgodność pomiędzy średniowiecznymi opisami a współczesnymi realiami odnalazłem na innym wzbudzającym kontrowersje fragmencie trasy, nad jeziorem Bałchasz. Jadąc przez Siedmiorzecze opisane w przez Benedykta i Giovanniego próbowaliśmy docierać do brzegów jeziora, ale bagniska i rozlewiska daleko od brzegu stawiają barierę nie do przebycia. W końcu trochę dalej na północ udało się nam znaleźć dojazd i po raz pierwszy zobaczyć południowo-wschodnie wybrzeże Bałchaszu. Ta część i inne miejsca, które widzieliśmy idealnie odpowiadają średniowiecznemu opisowi. Analiza raportu Carpiniego praktycznie wyklucza pojawiające się tezy, zakładające, że mogłoby to być jezioro Issyk - kol.

Wiele miesięcy przed wyjazdem staraliśmy się o specjalne zezwolenie na przejazd przez Chiny i przekroczenie granicy chińsko-mongolskiej w interesującym nas miejscu. Wcześniej dzięki zaangażowaniu i pomocy ze strony Ambasady Mongolii, dostaliśmy od generała Dasza ówczesnego dowódcy mongolskich wojsk pogranicza specjalną zgodę na przejazd tej granicy lokalnym przejściem w okolicach miejscowości Bułgan w górach Ałtaju Mongolskiego. Niestety ani to ani oficjalne noty dyplomatyczne naszego MSZ nie zrobiło większego wrażenia na chińskich władzach prowincji Xiing Jiang. Miesiąc przed wyjazdem z Wrocławia przyszła odpowiedź - wjechać można, ale nie można przekroczyć granicy z Mongolią we wskazanym przeze mnie miejscu. Zaplanowałem więc najkrótszy objazd przez Ałtaj Rosyjski. Nadrabialiśmy, ale przez Chiny (według marszruty zaproponowanej przez Chińczyków) musielibyśmy nadłożyć znacznie więcej i bylibyśmy znacznie dalej od pierwowzoru. Potem jadąc już przez Ałtaj Mongolski, wzdłuż granicy mongolsko/chińskiej dotarliśmy do miejsc, przez które Benedykt z Giovannim mogli dostać się na teren dzisiejszej Mongolii. Najbardziej prawdopodobnym z nich, jest jedyne w rejonie doliny Czarnego Irtyszu (kraju Najmanów), funkcjonujące do dziś małe, lokalne przejście graniczne w okolicy miejscowości Bułgan, prowadzące do doliny rzeki Bułgan biegnącej pod masywem Monch Hairchan (4231 m n.p.m.). Dalej podróżowaliśmy na wprost w kierunku północno-wschodnim odbijając po drodze na zachodni kraniec gór Hangaj, żeby odpocząć i wejść na najwyższy szczyt tych gór, świętą górę Mongołów - Otchon Tenger - 4021 m n.p.m. Po pięciu dniach powróciliśmy na szlak Benedykta Polaka w tym samym miejscu gdzie go opuściliśmy. Po dotarciu w okolice dzisiejszego Charchorin (dawnego Karakorum), do miejsca gdzie mogła znajdować się letnia siedziba Chanów Syra orda (dokąd dotarł Benedykt Polak) zakończyliśmy pierwszą część wyprawy. Trzeba tu podkreślić, że Benedykt i Giovanni z całą pewnością nie byli w Karakorum (sami o tym piszą w swoich relacjach). Celem dalszej podróży po Mongolii było porównanie średniowiecznych opisów Mongolii i Mongołów ze współczesnością.

 

W Mongolii można do dzisiaj odnaleźć zdumiewająco dużo z tego, co 760 lat temu opisali w swoich relacjach z kraju Tatarów średniowieczni podróżnicy. Dotyczy to klimatu, zwyczajów, sprzętów, ubioru, sposobu życia, odżywiania się itd.
Kocham Mongolię, j eżdżę tam od lat i znając ten kraj jeszcze przed rozpoczęciem Wyprawy śladami Benedykta Polaka miałem świadomość, że odnajdę tam bardzo wiele z tego, co napisali o Mongolii i Mongołach nie tylko Benedykt Polak i Giovanni Carpine, ale także Rubruk, czy Raszyd Ad Din.

Benedykt Polak (Robert Szyjanowski) nad jeziorem Bałchasz






Celem wyprawy było także spopularyzowanie informacji o pierwszym polskim podróżniku. Nie potrafiłem zrozumieć braku zainteresowania ze strony potencjalnych sponsorów i większości "dużych" mediów. Owszem - w 2002 r. TVP1 objęła patronat i miała zrealizować film dokumentalny, ale w końcówce 2003 r. (pół roku przed zaplanowanym rozpoczęciem wyprawą) nagle wycofała się z projektu, który zakładał także realizację cyklu poświęconego także innym polskim podróżnikom. Mój projekt nie przeleżał w telewizji zbyt długo i po trzech latach został zrealizowany przez kogoś innego, choć znów z moją pomocą. Współpracowałem z mediami, które potraktowały sprawę poważnie i myślę, że udało mi się naprawdę dużo jak na warunki i możliwości.
Dzisiaj wiem, że trzeba jeszcze trochę czasu, że Pierwsza Wyprawa śladami Benedykta Polaka to dopiero początek drogi powrotnej Benedykta Polaka do powszechnej świadomości, a może także do należnej mu sławy.

Fresk z Perugii. Prawie wszystkie opracowania (nie tylko polskie) dotyczące wyprawy z 1245 r. publikują ilustrację - fresk z kościoła w Perugii, który ma przedstawiać Benedykta Polaka z Giovannim Carpine klęczących przed Gujuk-chanem. Ja sam długo posługiwałem się tym obrazem ciesząc się, że zachował się tak spektakularny wizerunek Benedykta. Nie mogłem jednak, mimo poszukiwań, odnaleźć takiego fresku w żadnym z kościołów Perugii. Wyjaśnił to mój kolega Tomek Łukasiak - taksówkarz, badacz języków i podróżnik mieszkający od wielu lat na południu Niemiec. Zbadał sprawę na miejscu (w Perugii), a potem w Bibliotece Narodowej w Paryżu. Jak wiadomości z "Radia Erewań" - okazało się, że to nie fresk, ale ilustracja z XIV-wiecznego manuskryptu, że nie z Perugii tylko z Paryża i nie Benedykt z Giovannim tylko Niccolo i Matteo Polo. Tak więc w rzeczywistości jest to ilustracja z pierwszej części XIV-wiecznej (najbardziej popularnej) wersji "Opisania świata" przypisywanego Marco Polo. Niestety nadal nie znamy żadnego wizerunku Benedykta Polaka.

 

NOWE ODKRYCIE

Szukałem tego miejsca kilka lat. Miałem kłopot z oryginalną pisownią i kiedy (trzy miesiące temu) trafiłem na prawidłową (ukraińską) odnalazłem wreszcie Daniłów (Данилів). Benedykt z Giovannim dotarli tam na saniach zimą 1246 r. i napisali o tym w swoich relacjach: "Zanim jednak dotarliśmy do Kijowa, w Daniłowie byliśmy śmiertelnie chorzy. Mimo to jednak poleciliśmy, aby wieziono nas na saniach w wielkim mrozie przez śniegi." Daniłów - jeden z najważniejszych grodów Rusi (jeden z czterech niezdobytych przez Tatarów w XIII w.) zlokalizowany był na południu dzisiejszego Wołynia, w górach Krzemienieckich, na południowy wschód od Dubna, na wzgórzu Stożek, nad wsią Stożek. To naprawdę ważne odkrycie, bo do tej pory sprawa ta była niewyjaśniona w żadnym z dotychczasowych (zachodnich i polskich) opracowań tematu. Rzeczywiście dokładne położenie grodu Daniłów było nieznane przez prawie 600 lat. Dopiero w 1960 r. zlokalizował go Krzemieniecki krajoznawca Michaił Ostrowski. Dawny Daniłów dzisiaj podobno słynie z grzybów, ale można tam jeszcze zobaczyć ślady ziemnych umocnień i (co najcenniejsze) XIII-wieczną (później przebudowaną) cerkiew, która stała po środku grodu, jako ostatni punkt obrony, kiedy dotarli tam Benedykt Polak i Giovanni z Doliny Grabów.
Ciekawa jest też taktyka obronna stosowana w tym grodzie. Kiedy zbliżał się nieprzyjaciel - regularnie karczowane stoki wzgórza Stożek polewano wodą. Latem robiło się błoto (jak się trochę połazi po naszych Bieszczadach w deszczu to się wie jak się po takim błocie jedzie w dół), a zimą Daniłów stawał się zamkiem na istnej szklanej górze. Dzięki tej taktyce Daniłów nigdy nie został zdobyty przez Mongołów. Niestety w ramach rozejmu między ruskim Księciem Danielem (co ciekawe koronowanym na króla przez legata papieża Innocentego IV w Drohiczynie w 1254 r.), a Burundajem mongolskim namiestnikiem na terenie Rusi, Daniłów został rozbrojony (zniszczono umocnienia), przestał mieć znaczenie i został zapomniany.