Pierwsza Wyprawa Śladami Benedykta Polaka

I Wyprawa Śladami Benedykta Polaka

Przygotowania

Po jakimś czasie znałem już prawie na pamięć fragment o Benedykcie z książki Słabczyńskiego, ale ciągle jeszcze nie udało mi się trafić na kogoś, kogo by ta historia szczególnie zajmowała. Zadzwoniłem więc do wydawnictwa, potem na Uniwersytet we Wrocławiu i tak trafiłem do wspaniałych ludzi - prof. Antoniego Kuczyńskiego i ojca profesora Franciszka Rosińskiego - brata Benedykta Polaka w 30 pokoleniu Braci Mniejszych (Franciszkanów). Wspólna fascynacja powodowała, że godzinami rozmawialiśmy przez telefon, zaczęliśmy więc pisywać do siebie. Rozszyfrowywałem odręczne listy od ojca Franciszka, przynoszące odpowiedzi na moje pytania i informacje o dostępnej literaturze. Po paru miesiącach miałem w ręku jedyne jak dotąd, solidne, polskie opracowanie tematu, książkę "Spotkanie dwóch światów. Stolica Apostolska a świat Mongolski w połowie XIII w." pod redakcją prof. Jerzego Strzelczyka - historyka z Uniwersytetu Poznańskiego, znanego mi wcześniej autora wielu ciekawych książek. Zawiera ona między innymi przekłady średniowiecznych relacji z tej wyprawy w tym także sprawozdanie Benedykta Polaka. Jak niezwykłe są te relacje niech świadczą opinie autorytetów w dziedzinie historii geografii: G. D. Painter - "...dają (one) najbardziej szczegółowe i poprawne dane o historii, genealogii, etnografii i metodach militarnych Mongołów, które można znaleźć w jakimkolwiek średniowiecznym źródle Europejskim, nie wyłączając Rubruka i Marco Polo", wielotomowa historia powszechna wydana przez Uniwersytet Cambridge - "...sprawozdania (obydwu) podróżników mogą być słusznie zaszeregowane w jednym rzędzie z opowiadaniami Marco Polo i Don Clavijo".

 

Czytałem coraz więcej. Fakty, domysły i wątpliwości były tylko jednymi z wielu elementów zjawiska, które obserwuję za każdym razem, kiedy jakiś temat zawładnie mną na dobre. Przybiera ono formę wiru, który napędzany siłą fascynacji porywa wszystko, co znajduje się w zasięgu nawet bardzo odległego kontekstu - książki, spotkania i podróże, sprawy, które dzieją się aktualnie, a nawet to, co na bieżąco pojawia się w mediach - wyzwala analogie, przyciąga skojarzenia i w niezwykły sposób obraca wszystkim wokół aktualnego sedna. Była końcówka 2001 roku, kiedy zabrałem się do przygotowań związanych z organizacją Wyprawy śladami Benedykta Polaka. Przez parę lat starałem się odtworzyć szlak, który przemierzył mój bohater razem z papieskim legatem, trasę podróży przez w ogóle nieopisaną wcześniej w geografii część Azji. Opierałem się na najpowszechniejszej wśród naukowców wersji i poszukiwałem wskazówek przeglądając mapy, analizując relacje podróżników sprzed siedmiu i pół wieku i wgryzając się w historię i klimat epoki. Szlak, którym poruszali się wysłannicy papieża, w dużej części wciąż biegnie bezdrożami, przez bezludne tereny Kazachstanu i Mongolii. Benedykt Polak pokonywał tą trasę konno. Jedynym środkiem transportu, który dawał nam szansę bliskości z pierwowzorem, a jednocześnie zapewniał swobodę i pozwalał na zamknięcie całej podróży w czasie 3 miesięcy były odpowiednio przygotowane samochody terenowe. No cóż - to były dla nas chude lata. Nie miałem ani samochodu ani pieniędzy, właściwie nic poza chęcią szczerą i naiwnym entuzjazmem. Musiałem więc wziąć się ostro do pracy. Wysyłałem setki pism, ofert i próśb, załatwiałem zezwolenia z rosyjskimi, chińskimi i mongolskimi władzami, poszukiwałem ludzi - chętnych, mających czas i samochody terenowe. Po trzech latach, dzięki pomocy kilku przyjaciół, instytucji i firm wreszcie udało mi się zdobyć trochę pieniędzy i prawie wszystkie niezbędne dokumenty, zebrać pięcioosobową ekipę (w trzech samochodach) i wypożyczyć na 3 miesiące z magazynu kostiumów Teatru Polskiego w Szczecinie szary habit podobny do tego, w jakim podróżował Benedykt Polak.